Zajęcia grupowe na rowerach w ReShape. Jeśli lubisz jazdę na rowerze i szukasz alternatywy dla treningu na dworze, aktywnego przezimowania i podtrzymania kondycji, indywidualnych treningów w domu lub na torze, zdecydowanie zachęcamy Cię do spróbowania swoich sił na zajęciach grupowych w ReShape. Gwarantujemy, że wsparcie Jeśli po jeździe na rowerze bolą cię plecy, ramiona, nadgarstki, kolana albo staw skokowy, to znaczy, że prawdopodobnie masz źle dopasowany rower lub niewłaściwą technikę jazdy. To dwie najczęstsze przyczyny bólu. Zobacz, jak zapobiec zakwasom po jeździe na rowerze i jak rozwiązać problem ewentualnych kontuzji. Mar 20, 2015. #3. In general, "jechać" is a one time unfinished or continued action while "jeździć" is a repetitive or habitual action. Depending on context the latter can also be understood as referring to a capability rather than a specific action or riding without aiming at a specific location, as opposed to going somewhere in purpose. Muzyka to nieodłączny element treningu każdego amatora i profesjonalisty. Zazwyczaj, żeby zmotywować się do jazdy, wystarczy założyć słuchawki i odpalić na telefonie kilka ulubionych Czy na rowerze można schudnąć? Odpowiedź brzmi tak! Jazda na rowerze to świetny sposób na zrzucenie zbędnych kilogramów. Jest to aktywność fizyczna, która pozwala spalić dużo kalorii i wzmocnić mięśnie. Jazda na rowerze jest również łatwa i przyjemna, dzięki czemu może stać się częścią Twojego codziennego życia. W niniejszym artykule omówimy, jak jeździć na Rower elektryczny to nowoczesny pojazd, który wykorzystuje silnik elektryczny do napędu. Jest to idealne rozwiązanie dla osób, które chcą cieszyć się jazdą na rowerze bez wysiłku. Rowery elektryczne są wyposażone w akumulator, który zapewnia moc silnika i pozwala na jazdę bez pedałowania. Oznacza to, że rower sam jedzie bez udziału użytkownika. Można go łatwo sterować za GUqhN7I. W 2013 roku weszły w życie „złagodzone” przepisy związane z jazdą po alkoholu na rowerze. Zapewne kojarzycie temat – w dużym skrócie chodziło o naprawienie przepisu mówiącego o tym, że jeśli zostaniecie złapani na trasie Tour de Pologne z dwoma promilami we krwi, to przez dłuższy czas nie będziecie mogli wozić roweru na dachu swojej Skody w turbodieslu (z tego co wiem wszyscy rowerzyści mają Skody w turbodieslu). Mogliście po prostu stracić prawo jazdy na samochód. Z jednej strony był to potężny absurd, bo w końcu co ma prawo jazdy na samochód do powrotu rowerem z imprezy u mieszkającego nieopodal szwagra. Przecież rower to nie ważąca dwie tony maszyna rozpędzająca się do 200 kilometrów na godzinę, prawda? To przecież tylko rower – tu w najgorszym wypadku stracicie równowagę i wpadniecie do przydrożnego rowu, a Wasi znajomi nakręcą to telefonem i wrzucą na fejsbuka z kilkoma śmiesznymi komentarzami. Heheszki, zdarte kolana i w ogóle to wielkie mi halo… Rozmawiałem o tym z paroma znajomymi i większość z nich była tego samego zdania – nowe przepisy są super. Ich największą zaletą jest zaś ich zdaniem fakt, że teraz można już bez większych obaw pojechać sobie na piwko na rowerze, gdyż w razie „W” nie ma ryzyka, że stracicie prawo jazdy (które dla niektórych oznacza być albo nie być bo praca i tak dalej). Co najwyżej dostaniecie mandat, albo oficjalny zakaz używania roweru (trzeba trochę się postarać, żeby załapać się na wysoką grzywnę). I to właśnie jest moim zdaniem trochę przerażające… No bo zobaczcie na to – w samym listopadzie 2015 roku, na prawie 5,5 tysiąca kierowców, którzy wydmuchali czerwoną diodkę na alkomacie, ponad 1,5 tysiąca prowadziło pojazdy niemechaniczne (dane od KGP). Czyli innymi słowy – co czwarty złapany nietrzeźwy kierowca jechał na rowerze. A teraz pomyślcie o tym, że pijani rowerzyści poruszają się albo po ścieżkach rowerowych (co jest dość niebezpieczne bo często graniczą one bezpośrednio z chodnikami, a na dokładkę inni rowerzyści jeżdżą po nich ze sporą prędkością) albo też tradycyjnie jadą ulicą (co w ogóle zakrawa na samobójstwo gdy macie problem z jazdą w linii prostej). Jedziecie więc sobie samochodem do kina na nowego Batmana, aż tu niespodziewanie jadącego poboczem rowerzystę w czasie omijania studzienki uderza „boczny wiatr” i wpada on prosto pod Wasze koła. Albo też rozpędzony gość na rowerze, któremu po 3 piwach włączył się tryb „Mat Hoffman BMX” traci nagle równowagę i z impetem wpada w Wasze wracające z boiska dzieci. Może to brzmieć jak jakieś wyjątkowo niefortunne science-fiction ale umówmy się – chyba każdy choć raz spotkał w swoim życiu zataczającego się rowerzystę. A pomyślcie ile osób jeździ na rowerze w stanie, który nie wywołuje jeszcze nierównej walki z grawitacją ale znacznie ogranicza szybkość reakcji albo samo myślenie. Piwko na bulwarze, powrót z ogniska, rekreacyjny wypad do centrum, wycieczka krajoznawcza z bidonem pełnym czerwonego Jasia Wędrowniczka i tak dalej. Żeby jednak Was tu nie zanudzać – kiedy w ramach akcji Nigdy nie jeżdżę po alkoholu przygotowywaliśmy test z samochodem, postanowiliśmy skorzystać z okazji i do oporu wykorzystać nasze alkogogle. Ustawiliśmy więc bardzo prosty (przynajmniej tak się nam początkowo wydawało) tor przeszkód, założyliśmy gogle i zabraliśmy się za testy z użyciem wypożyczonego od Grześka roweru. Szczerze mówiąc po próbach z samochodem obstawialiśmy, że na rowerze będziemy jeździć niezdarnie lekkim zygzakiem, a przeszkody ominiemy z groteskowym marginesem błędu. Mówiąc wprost miało być trochę zabawnie. Okazało się jednak, że jest znacznie, znacznie trudniej niż zakładaliśmy. W efekcie powstał krótki klip pokazujący, że jazda na rowerze w stanie wskazującym, może być nie tylko niebezpieczna (o czym mówiłem wyżej) ale i dość bolesna (co w filmie zaprezentuje Wam Marcin z Antymoto) :) Może wydawać się Wam, że nikt nie jeździ w takim stanie na rowerze, ale wystarczy wpisać na YT hasło „pijany rowerzysta”, żeby przekonać się, niestety – jeździ. I to nie jeden. Ilu jest takich, których nikt nie zdołał nakręcić telefonem, lepiej nawet nie myśleć dlatego tym bardziej warto zastanowić się nad problemem. Pozdrawiam, Tommy W ubiegłym roku Tomasz Pasiek dotarł rowerem nad Ocean Indyjski. W ciągu 48 dni, na przełomie czerwca i lipca, świecianin pokonał rowerem 7 tys. km. W czasie tej podróży przez osiem krajów stracił 11 kilogramów. Krótko po powrocie zapowiedział, że w kolejnym roku dokona jeszcze większego wyczynu. 28 maja wyrusza nad Pacyfik. REKLAMAOtworzy się w nowym oknie Podróżnik wyruszy rowerem z Jastrzębiej Góry i obierze azymut najpierw na Białoruś i Rosję, potem na Kazachstan i Kirgistan, a w końcu na Chiny. Pokonanie takiej trasy wymaga wielomiesięcznych przygotowań. I nie chodzi tylko o pracę nad kondycją. Znacznie więcej zachodu kosztuje zdobycie wszystkich koniecznych wiz i opracowanie jak najlepszej trasy, która pozwoli uniknąć później przykrych niespodzianek. REKLAMA - W tej chwili największy kłopot stanowią wizy - tłumaczy Tomasz Pasiek, na co dzień pracownik Izby Regionalnej Ziemi Świeckiej. - Problem w tym, że wiza turystyczna do Rosji nie pozwala na dwukrotny wjazd. Dlatego prawdopodobnie muszę zarzucić pomysł podróży przez Mongolię. Na mapie wydaje się, że Kazachstan i Mongolia graniczą ze sobą. W rzeczywistości jednak jest między nimi wąski pas należący do Rosji. Gdybym się tam zameldował, byłby to mój drugi wjazd, do którego nie upoważnia 30-dniowa wiza turystyczna. Dlatego wyznaczyłam nieco inną trasę wiodąca bardziej na południe, niestety omijającą Mongolię. REKLAMA Z wielokrotnym przekraczaniem granicy rosyjskiej nie byłoby problemu w przypadku wizy biznesowej. Gdyby udało się ją zdobyć, Pasiek mógłby zrealizować pierwotny plan podróży. - Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że korzystając z uprzejmości jednej z firm, byłbym w stanie uzyskać taką wizę. Nie wiem tylko, jak celnicy potraktowaliby biznesmena na rowerze? – śmieje się. - Mogliby mnie przepuścić, ale równie dobrze zniweczyć wszystkie plany o wyjeździe. Niestety, istnieje takie ryzyko. Dlatego w zasadzie zarzuciłem już plan podróży przez Rosję z tego typu wizą. REKLAMA Pewien problem stanowi także wiza chińska. Podobnie jak w przypadku rosyjskiej, dla turystów ważna jest tylko przez miesiąc. Dlatego usilnie stara się o wizę biznesową, która gwarantowałaby mu spokój przez 60 dni. Jeśli nie uda mu się jej otrzymać, będzie miał tylko 30 dni na przejechanie tego ogromnego krajuz zachodu na wschód. W zasadzie nie może pozwolić sobie nawet na krótką zwłokę. Bo wtedy będzie musiał znaleźć odpowiedni urząd, który przedłuży mu prawdo pobytu na terenie Chin. - Minusów tego rozwiązania jest wiele – przyznaje podróżnik. - Po pierwsze, byłbym zmuszony zmienić trasę i udać się do któregoś z dużych miast, a tego zawsze unikam. Choćby z powodu ruchu i ryzyka kolizji, ale też dlatego, że prowincja wydaje się dużo ciekawsza. Po drugie, nie sądzę, że załatwiłbym to od ręki. Zapewne musiałbym trochę poczekać. Być może nawet trzy, cztery dni. REKLAMA Oczywiście mógłby zaryzykować i próbować dokończyć wyprawę bez ważnego pozwolenia, ale w przypadku kontroli przez policję, czy po prostu podczas próby opuszczenia, pewnie trafiłby do aresztu. - A to wiązałoby się też z wysoką karą. Dlatego muszę załatwić wizę biznesową, a gdy to się nie uda, przejechać Chiny w ciągu miesiąca - tłumaczy. Równolegle z załatwianiem koniecznych formalności, Tomasz Pasiek kompletuje potrzebny sprzęt i uczy się języka rosyjskiego. REKLAMA W zasadzie zabiera to samo, co na poprzednią wyprawę. Chyba jeden z ważniejszych elementów ekwipunku stanowią specjalne, wzmocnione opony. Kupił też nowy, odpowiednio wytrzymały, namiot, aby poradził sobie z mocnym wiatrem na pustyni. Tuż przed wyjazdem jego rower przejdzie gruntowny przegląd w zaprzyjaźnionym serwisie Joanny Grzonkowskiej. - Zważywszy na fakt, że w Chinach jest najwięcej rowerów na świecie nie powinno być większych kłopotów z serwisem w przypadku, gdybym nie był w stanie samodzielnie usunąć jakieś usterki - To nie Bliski Wschód, gdzie rower jest pojazdem dużo rzadziej samym Szanghaju przypada kilka rowerów na mieszkańca. REKLAMA Od kilku miesięcy Tomasz Pasiek przykłada się także do wzmocnienia mięśni, które będą mu potrzebne wiosną i latem. - Pół roku za biurkiem zrobiło swoje - żartuje. - Ale powoli odzyskuję formę. Gdy tylko mam czas, wsiadam na rower i robię rekreacyjnie do 150 km dziennie, głównie w ulubionym kierunku, nad morze. W czasie takich treningów można np. powtarzać sobie słówka. Pasiek intensywnie uczy się rosyjskiego, który będzie mu potrzebny przez znaczną część trasy. REKLAMAOtworzy się w nowym oknie - Słabo znam ten język. Muszę go poznać jak najlepiej, bo będę przemieszczał się przez tereny, gdzie słaby rosyjski może być bardziej przydatny od dobrego angielskiego - podkreśla. - Jeśli idzie o Chiny, to wypisuję sobie jakieś podstawowe zwroty, ale nie łudzę się, że wiele z tego zapamiętam. Będę musiał posiłkować się notatkami, bo tam równie, zwłaszcza na zachodzie kraju, nie ma co liczyć na to, że porozmawiam z kimś po angielsku. Chyba, że będę miał trochę szczęścia. a [dot] bartniakextraswiecie [dot] pl Kilka lat temu w jednym z magazynów rowerowych przeczytałem historię o tym jak dziewczyna na wiele lat porzuciła rowery, bo koledzy skutecznie zniechęcili ją swoim towarzystwem. Co jakiś czas słyszę, że piękniejsza połowa nie chce jeździć ze znajomym na rowerze, a o wyprawach to już zapomnijmy. Jak to jest Panowie, że potem na szlakach są Panie, którym możemy buty wiązać? Drogie Panie! Jeśli ten artykuł trafi do Waszych rąk to mam nadzieję, że znajdziecie w nim moją dobrą intencję. Nigdzie nie napisałem, że Panie nie jeżdżą na rowerach. Bardzo często spotykamy Panie podczas naszej wyprawy i czasem są to rowerzystki podróżujące samotnie. Nie o rywalizację tu chodzi, więc zapraszam. Dwie perspektywy Poznaj Janka, Staszka i Tomka. Chłopaki byli z różnych stron Polski, ale raz w roku spotykali się z innymi rowerzystami na zlocie. Zawsze wymieniali się wrażeniami z bliższych wycieczek i dalszych wypraw. Pewnego roku Staszek nie miał nowych zdjęć. Poznał Hankę i tym razem pojechali do Chorwacji na plażę. Kolejnego roku Staszek również tylko słuchał relacji kolegów. - Planujemy podróż poślubną na Wyspy Kanaryjskie. Wypożyczę sobie szosę na kilka dni, by zobaczyć trasy, o których słyszałem - planował. Kolejnego roku Staszek już nie przyjechał... Znasz podobne historie? Przeprawa przez Salar de Coipasa w Boliwii Nieprzypadkowo w pierwszym akapicie przywołałem wspomnienie artykułu, który moim zdaniem wymienił łańcuszek błędów popełnianych przez brzydszą połowę populacji. Dziś zupełnie inaczej patrzę na komunikat znajomego usłyszany przy piwie "Hanka nie lubi jeździć na rowerze". Dziś zapala mi się czerwona lampka i pojawia w głowie pytanie "A co zrobiłeś by nadal/znów chciała jeździć?" Czasem wydaje mi się, że Panowie mają oczekiwanie, że dołączą piękniejszą połówkę do swojego "teamu" i będą śmigać jak kiedyś. Czasem się udaje. Panowie, nie ma co owijać w bawełnę. My jesteśmy brudasy i przypomni Wam to każdy nauczyciel, który musiał prowadzić lekcję po waszym W-Fie w liceum. Kobiety mają znacznie bardziej rozwinięty zmysł zadbania o siebie. Ta umiejętność podoba nam się podczas randki w parku, ale zapominamy o tym próbując realizować rowerowy pomysł na wspólny czas. Do spraw związanych z higieną dochodzi drugi aspekt. My mężczyźni nazywamy go "trudne dni" i kojarzy nam się z koniecznością zachowania ostrożności (żeby zachować zdrowie psychiczne). Jakoś nam umyka temat "trudnych dni" i mówiąc wprost - higieny, kiedy proponujemy szaloną przygodę. A może wystarczyłby mały element empatii ze swojej strony? Zrozumienia, że obawiacie się innych rzeczy w trakcie niezorganizowanego wyjazdu. Podjazd można podzielić na dwa dni. Szkoda utknąć po ciemku na górskiej drodze Od czego zacząć? Od garażu, piwnicy czy przedpokoju, gdziekolwiek Twoja towarzyszka trzyma rower. Zainteresuj się jej sprzętem i sprawdź czy wszystko działa jak należy. Tłumaczenie problemów ze zmianą biegów lub innych szelestów niską grupą sprzętową może nie zadziałać. Jeśli się zainteresujesz, przejedziesz na rowerze partnerki to już macie nić porozumienia. Jeśli nawet coś nie do końca będzie w rowerze działać, to dałeś perspektywy na poprawę. Zaplanuj dwu-trzydniową wycieczkę po ciekawej i nieoczywistej okolicy. Dystans nie może być długi, bo musisz mieć czas na pizzę, lody czy kawę na rynku małego miasteczka. Kalorie nie będą w tym wypadku problemem, bo zaraz je spalicie jadąc wokół jeziora czy przez las. Bagaż też musi być minimalny. By to osiągnąć, znajdź ciekawe gospodarstwa agroturystyczne albo lepszą kwaterę prywatną. Miły wieczór w takim miejscu sprawi, że rower nie będzie się kojarzył tylko z makaronem z sosem pomidorowym. Bezdroża Kirgistanu. O tym marzyłeś? W górach Kirgistanu Co dalej? Tak wiem, Ty chciałeś na wyprawy, nocleg pod gwiaździstym niebem w górach dzikiego Pamiru, a ja opowiadam o jakimś SPA połączonym z rowerowym spacerem. Zrób jeszcze jeden krok. Skoro musisz konkurować z wakacjami na Krecie, Teneryfie lub Sycylii, to pokaż o ile ciekawsze są te miejsca z rowerowej perspektywy. Włącz się aktywnie w zaplanowanie takiego wyjazdu, wtajemnicz jak przewieziecie tam rower i wszystko zarezerwuj. Tym razem jest czas na Wasz nocleg pod gwiazdami. Zabierz sprzęt kempingowy, by spróbować spędzić tak dwie, trzy noce z planowanych powiedzmy ośmiu. Przykładowo nad Morzem Śródziemnym bez problemu znajdziesz zadbane, kameralne kempingi z czystym prysznicem, pizzerią i dostępem do plaży. Pamiętaj o tym co pisałem wcześniej. Twoja piękniejsza połowa musi czuć się bezpiecznie i komfortowo, więc balansuj odpowiednio nowymi dla niej wrażeniami. Z rowerów wypatrujemy dobrego miejsca do wypicia włoskiej kawy Po ciężkim dniu bezpieczny nocleg zapewnia uśmiech. Zaplecze marketu Carrefour na Sycylii Wysiadacie z samolotu na Teneryfie. Odbierasz Wasze pudła z rowerami i układasz wszystko w spokojniejszym kącie. Teraz musisz w ciągu godziny złożyć rowery w całość i jak to mówią, zostać bohaterem tego lotniska. Wasze sakwy ważą więcej niż zazwyczaj, więc ostrzeż partnerkę, że początkowo rower będzie wydawał się z gumy. Wrażenie minie po 5 kilometrach, o ile nie zapakowaliście za dużo. Dalej ma być przyjemnie i fajnie. Skoro zaplanowałeś długi podjazd to pokaż, że nie musicie robić kolejnego. Nie spinasz się, macie czas. Przecież w miasteczku jest fajny pensjonat, gdzie można wypocząć i smacznie zjeść przy butelce lokalnego wina. Planujesz nocleg pod namiotem? Przyjedź na miejsce kilka godzin przed zachodem słońca, rozłóż obóz i zrób niespodziankę! Z zakamarków wyjmij ulubione pesto do makaronu, kawiarkę do zaparzenia kawy i wino. Od kawy zacznij, butelkę wina można zostawić na wieczór. Pokaż, że na wyprawie rowerowej też można się cieszyć małymi rzeczami, a może nawet bardziej niż wtedy, gdy mamy je bez wysiłku. Do tego miejsca powinno się udać zamienić wakacje all-inclusive w aktywny rowerowy wyjazd. Już wykazałeś się kreatywnością. Podążaj więc dalej i wkręcaj partnerkę w swoje zainteresowania. Pokaż jej ciekawy artykuł na blogu, kup inspirujący album ze zdjęciami lub obejrzyjcie do kawy film na Vimeo. Kiedy pierwszy raz westchnie na widok przejazdu rowerem przez ​Salar de Uyuni​ (tam jest płasko!), zacznij myśleć o kolejnych biletach. Miałem łatwiej Kiedy zacząłem podróżować z moją żoną nie musiałem przedstawiać jej zalet dzikich noclegów pod namiotem. Kilka lat wcześniej mogliśmy razem planować wspinaczkę na Kazbek lub trekking wokół Mount Everest w Himalajach​. Rower to było jednak coś innego. Tutaj musiałem się wykazać. Pewnego dnia Gosia rzuciła pomysłem wyjazdu do Kirgistanu. - Zgoda, ale na rowerze - odpowiedziałem. Do wyjazdu było kilka miesięcy, w piwnicy stał jej zbyt mały, nie nadający się na takie trasy rower, a ona nigdy nie przejechała kilometra z bagażem. Szlak Trzy Przełęcze - wariant drogi podczas trekkingu pod Mount Everest Everest Base Camp Zaplanowałem kilka weekendów po okolicy wplatając w trasy przełęcze i szlaki w Beskidach. Rozpoczęliśmy też poszukiwania nowego roweru na trudy Kirgistanu. Stwierdziłem jednak, że potrzebujemy jeszcze wyjazdu przygotowawczego przed wysokimi przełęczami. Chcieliśmy poznać jak nam się wspólnie jedzie dłużej niż jeden dzień. Znalazłem bilety na Sycylię. Kilka przygotowawczych szlifów lepiej wykonać w łagodnym klimacie majówki na włoskiej wyspie niż w wysokich górach Tien-Szanu. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Delikatny rozruch rozwiązał kilka wątpliwości specyficznych dla rowerowej wyprawy, które ciężko byłoby mi wytłumaczyć na sucho w domu. Po prostu nie wiedziałem, że one istnieją. Lepiej było je pokazać podczas przyjemnego wyjazdu. Wyjazd do Kirgistanu też się udał. Zrobiliśmy w tym temacie więcej niż zakładaliśmy, poznaliśmy nowych ludzi i wsiąknęliśmy w temat. Pierwsze spojrzenie na Fitz Roy Dojechaliśmy na koniec świata - Ushuaia w Argentynie Tak rower stał się naszym głównym sposobem poznawania Polski i Świata. Kto wie, może gdyby nie zdanie "Zgoda, ale na rowerze", to nie moglibyśmy teraz podróżować od miesięcy na rowerze. Może nie zdawalibyśmy sobie sprawy, że to dla nas najlepszy sposób eksploracji świata, poznawania ludzi i samych siebie. Dziś wspólnie piszemy dla Was artykuły na naszym blogu, których podstawą jest trwająca od półtorej roku ​rowerowa wyprawa po Ameryce Południowej​ Choć staramy się, by artykuły były wartościowe także dla niecyklistów i niepodróżników, to jednak nie powstałyby w takiej formie, gdyby nie pomysł na wyprawę w rowerowym siodełku. Mam nadzieję, że te kilka akapitów będzie powodem do dyskusji. Po co chować pasję lub odkładać ją na później? Zwykle wraz z wiekiem stać nas na coraz lepsze rowery i coraz dalsze kierunki, a kilometrów jakby mniej. Może część z nas jeszcze odnajdzie rowerową pasję swoim związku. Michał Pawełczyk Artykuł powstał przy współpracy z blogiem ​ - góry, podróże, fotografia i wywiady Opublikowano na ten temat Fizyka from Guest Jeśli Janek jedzie na rowerze i pedałuje ze stałą siłą to zgodnie z drugą zasadą dynamiki powinien stale przyspieszać A jednak z stałego doświadczenia wiesz że nie można rozpędzać sie bardziej niż do pewnej okreslaonej prędkości wyjaśnij dlaczego tak się dzieje. Na dziś Odpowiedź Guest Ponieważ są siły oporu np. tarcie lub opór powietrza. Nowe pytania Fizyka, opublikowano Fizyka, opublikowano Fizyka, opublikowano Fizyka, opublikowano Fizyka, opublikowano Doskonale pamiętam dzień kiedy po raz pierwszy złamałem dystans 100 km na rowerze. I doskonale pamiętam dumę kiedy na liczniku po 99,9 km wyskoczyła setka. 100 km na rowerze to dystans który w świadomości wielu rowerzystów jest barierą nie do przejścia. Ale wiedz że po jej przekroczeniu nie ma już dla Ciebie już rzeczy niemożliwych. Dla mnie kolarski trening to najlepszy sposób na codzienne troski i stres. Wielu uważa że kilka godzin pedałowania po całym dniu w pracy nie jest normalne i lepiej było by ten czas spędzić odpoczywając przed telewizorem. Więc przyznam że i to mi się czasem zdarza… 😉 Ale do rzeczy… Żeby rowerowa przejażdżka sprawiała nam przyjemność i nie zaskoczyła po pierwszym zakręcie warto o niczym nie zapomnieć. (Więcej kolarskich tips & tricks). Wydawać by się mogło że kolarz i rower to wszystko czego potrzeba do szczęścia. Jest to absolutna prawda, przy założeniu że nie przytrafi się żadna niespodzianka. Jak pech to pech… Oto moja lista niespodzianek które mogą zepsuć trening czy przejażdżkę (lista do uzupełnienia). Defekt, kapec, tzw guma a po śląsku „pana”Nie wyregulowane przerzutkiGłódPragnienieZmrokOpady wszelkiego rodzaju ( z nieba ). 100 km to brzmi dumnie. Jednak zanim zdecydujesz się na taką odległość musisz mieć pewność że będziesz w stanie ją pokonać a twój organizm pozwoli Ci bezpiecznie wrócić do domu. Słyszałem wiele opinii że dopiero przy dłuższych przejażdżkach okazywało się że siodełko było źle dobrane, drętwiały ręce i nadgarstki, bolały kolana, plecy i inne części ciała. Przed dłuższą wyprawą musimy być pewni że nasza pozycja na rowerze jest optymalna. A co za tym idzie nie nabawimy się kontuzji i będziemy mogli czerpać z jazdy przyjemność. Dasz radę… Ważny jest również trening. Tak jak osobom chcącym zacząć przygodę z bieganiem odradza się start w maratonie, tak samo chcąc przejechać 100 km na rowerze należy sprawdzić się wcześniej na krótszych dystansach. Najlepiej sukcesywnie zwiększać pokonywane dystanse. Kilka razy zdarzyło się mi nie przeliczyć sił na zamiary. Całe szczęście mogłem zadzwonić po pomoc kiedy już całkowicie odcięło mi prąd. Wspinałem się akurat pod Przełęcz Salmopolską od strony Szczyrku. W nogach miałem jakieś 150 km. A do domu pozostało jakieś 40. Do tamtej pory jeździłem dystanse do 80 km i podwojenie odległości ( w dodatku po górach ) było ponad moje możliwości. Ciosem była ulewa która zaatakowała mnie kilkadziesiąt kilometrów wcześniej – kiedy podjeżdżałem pod Górę Żar. Z Żaru ubrany w worek na śmieci z otworami na głowę i ręce objechałem jeszcze Jezioro Żywieckie, przejechałem przez Szczyrk ale podjazd pod Salmopol wskazał mi miejsce w szeregu. Pogoda w górach gwałtownie się zmienia… Płynnie udało się przejść do tematu kurtki. Jeśli nie chcesz wyglądać (i czuć się) jak strach na wróble w worku foliowym zaopatrz się w lekką podręczną kurtkę przeciwdeszczowa. Zaletą jest ochrona przed wiatrem na długich zjazdach których w Beskidach jest pod dostatkiem. Jest wiele kurtek które można zwinąć i zmieścić w jednej z kieszonek. Ps. Jak ubierać się na rower jesienią przeczytasz w jednym z moich wpisów czyli tu: Jak ubierać się na rower jesienią? Większość kolarzy nie wozi z sobą plecaka. Więc przestrzeń bagażowa na rowerze jest bardzo ograniczona. Mamy do dyspozycji zazwyczaj 3 kieszonki na plecach i ewentualnie jakaś malutka torbę pod siodełkiem. Wskazałem 7 nieprzyjemnych niespodzianek z którymi można się spotkać na rowerowej wyprawie. Kolejny przykład z życia. Idealne niedzielne przedpołudnie. Wszyscy domownicy zajęci swoimi sprawami. Założenia: ja, rower i wijąca się asfaltowa ścieżka. Trasa: Brenna – Bielsko – Meszna – Buczkowice – Szczyrk – Salmopol – Wisła – Ustroń – Brenna. Idealna kilkugodzinna pętelka połączona z obiadkiem w jakiejś przydrożnej urokliwej karczmie. Założenia jednak okazały się pobożnymi życzeniami. Po 20 km napawania się okolicznościami przyrody złośliwa wyrwa w drodze zakończyła moja podróż . Dętka do wymiany. Dla kolarzy którzy wożą przy sobie zapasową dętkę, pompkę, łyżki do opon czy nabój z gazem nie jest to problemem. Jednak dla mnie był to wówczas kłopot. Nie miałem żadnego z niezbędnych przedmiotów. Wiec kolejne 2 godziny spędziłem prowadząc rower do domu, kląć pod nosem i unikając wzroku mijających mnie rowerzystów. Przestrzeń bagażowa to dużo powiedziane… Torebka pod siodełkiem musi pomieścić zestaw naprawczy. Absolutnie podstawowy zestaw to: Wiec dętka ( niektórzy mówią łatki ale o wiele prościej wozić ze sobą po prostu dętkę ),pompka lub nabój z gazem ( warto zaopatrzyć się w model będący w stanie napompować opony do względnego ciśnienia żeby dalsza podróż mogła przebiegać sprawnie przynajmniej do stacji benzynowej gdzie będzie można dopompować oponę do wskazanego ciśnienia,Adapter do pompowania zaworu Presta kompresorem do zaworów samochodowychŁyżki do opon , nie ma nic gorszego jak zdejmowanie opon z obręczy czym popadnie , np śrubokrętem , zawsze kończy się to jakimś uszkodzeniem obręczy, a zestaw 3 lekkich łyżek to wydatek rzędu 10 zł – na pewno dobrze wydanychKlucz rowerowy tzw multitool. Czy jest coś bardziej irytującego podczas jazdy jak przeskakując łańcuch, chrobotanie, stukanie, dzwonienie czy co tam jeszcze. A jeśli miało by to trwać przez 100 km na rowerze. W większości przypadków przyczyną są nie wyregulowane przerzutki , które albo przeskakują o dwa przełożenia albo wcale nie zmieniają biegów. Dlatego kolejną pozycją na liście przedmiotów w torebce podsiodłowej są klucze służące do drobnych napraw i regulacji osprzętu. Czasami wystarczy kilka imbusów i kilka minut żeby wyregulować przerzutki. Więc możesz pedałować dalej ciesząc się każdym obrotem korby. Warto to zrobić. Kiedy mamy już spakowaną torebkę podsiodłową w większości przypadków pozostają nam 3 kieszonki koszulki na plecach. Zostały też kolejne punkty z listy potencjalnych nieprzyjemnych niespodzianek. Jadę, jem i piję a może piję, jem więc jadę. Jeżdżę rowerem od kilku lat i zdarza się mi zaliczać wpadki. Zwykle nie mierzę sił na zamiary. Szczególnie jeśli mowa o jedzeniu na trasie. Więc nie bądź jak Janek i zabieraj ze sobą prowiant. Kilkugodzinna jazda na rowerze pochłania bardzo dużo kalorii, które należy na bieżąco uzupełniać. To samo dotyczy picia na trasie. Jeśli poziom płynów w bidonie niebezpiecznie zbliży się do dna warto go uzupełnić. Mój zestaw na tego typu wyjazd to zazwyczaj kanapka, banan i jakieś batoniki zbożowe. Oczywiście jeśli jest na trasie miejsce gdzie można smacznie zjeść to zawsze skorzystam z okazji :). Do picia zabieram zwykle dwa bidony. W jednym mam wodę a w drugim izotonik. Przy ekstremalnych upałach uzupełnianie płynów na trasie to u mnie norma. Ciemno wszędzie…gdy po 100 km na rowerze zapadnie zmrok. Zmrok potrafi zaskoczyć. Odnosimy wrażenie że jeszcze jest szaro ale po chwili… jest już CIEMNO. Nasz wzrok przyzwyczaja się do zmroku, wysyłając nam sprzeczne sygnały. 100 km na rowerze to dystans którego pokonanie musi zająć kilka godzin. Więc jeśli zaczniemy przejażdżkę zbyt późno po pewnym czasie możemy być niewidoczni na jezdni. I właśnie to jest dla nas niebezpieczne. Dlatego nawet jeśli nie masz oświetlenia i zaskoczy cię zmrok, pamiętaj o tym żeby mieć jakieś odblaskowe elementy na rowerze czy ciuchach. Więc jeśli przewidujemy że wyjście na rower nie skończy się przed zmrokiem pamiętaj o oświetleniu. Zawsze jakieś niespodziewane zdarzenie może opóźnić bezpieczny powrót do domu. Ile rowerzystek i rowerzystów tyle historii. Jestem pewien że macie swoje sposoby na przygotowanie się do każdej rowerowej przejażdżki. Ciekawy jestem Waszych wspomnień ze swoich pierwszych 100 km na rowerze. Zachęcam do dzielenia się swoimi rowerowymi historiami w komentarzach… A tymczasem zbieram się na rower… Zapisując się na newsletter otrzymujesz za darmo listy kontrolne. To specjalnie przygotowane arkusze które pomogą Ci spakować się na następny rowerowy wyjazd. Bez względu na kolarstwo które uprawiasz. Zachęcam. Gwarantuję konkrety. Jeśli interesuje Cię to o czym piszę i chcesz otrzymać za darmo rowerowe listy kontrolne zapisz się na newsletter.

jeśli janek jedzie na rowerze